Sztuka przemalowywania rzeczywistości Marcina Maciejowskiego
W niniejszej pracy zastanowię się nad sylwetką oraz postaram się wyrazić moje zdanie na temat, chociaż części, twórczości nieznanego mi do tej pory artysty jakim jest Marcin Maciejowski.
Sama biografia malarza jest niezwykle interesująca. Maciejowski urodził się w 1974 roku pod Krakowem, w którym obecnie mieszka. Ukończył technikum budowlane w Krzeszowicach, studiował w latach 1994-1997 na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. Po 3 latach studiów uznał, że chciałby w życiu robić coś innego i tym sposobem podjął naukę na Wydziale Grafiki ASP w Krakowie, dyplom uzyskał w 2001 roku w pracowni plakatu prof. Piotra Kuncego Co ciekawe artysta od tamtej pory nadal używa głównie farb olejnych i ołówka 4B. Maciejowski sam nakreślił swój życiorys w jednym z krótkich filmików na platformie YouTube, mówiąc o sobie w trzeciej osobie. W czasie studiów współtworzył Grupę Ładnie, która powstała jako potrzeba krytyki Akademii Sztuk Pięknych. Nazwa nawiązuje do komentarzy profesorów, którzy oceniali obrazy członków tejże grupy. Sam Maciejowski mówi o tym w ten sposób: “Studenci przynosili swoje obrazy, a profesor się przechadzał i komentował. Stawał przy moich pracach, patrzył, i żeby w ogóle coś powiedzieć [...], mówił: 'No dobrze. Ładnie'. Chyba Bujnowski pierwszy zwrócił na to uwagę, no i tak zostało”. Krytycy oceniają, że grupa tworzyła w nurcie neodadizmu.
Od razu po studiach otrzymał stypendium, zaczął pisać do czasopism, a jego prace szybko zyskały popularność, czego przykładem jest dzieło pt. Jak tu teraz żyć.
To co jeszcze przykuwa moja uwagę u Maciejowskiego to sam pogląd na sztukę i jego charakterystyczny styl, który jak sam przyznaje artysta, nie ma na celu podchodzić widza i sprawiać, żeby ten doszukiwał się milionów sensów, oglądając obraz, a jest jasny i czytelny. Ten malarz w swoich pracach komentuje otaczającą rzeczywistość bardzo prostymi środkami wyrazu, opatrując przeważnie dzieła w podpisy wyjaśniające ich sens. Nie jest to jednak krytyka, a próba zrozumienia zjawisk jakie zachodzą w społeczeństwie. Mówi: “Jeśli chodzi o moje podejście w pracach plastycznych do zastanej rzeczywistości, to nie jest ono krytyczne w sensie negatywnym (nie drwię z rzeczywistości, jakby to na pierwszy rzut oka wyglądało), bardziej jest to promowanie, lansowanie rzeczywistości, czyli losów i perypetii ludzi (koleżanek, bohaterów artykułów prasowych, filmów itp.).” Przygląda się społeczeństwu tworząc obraz jego niedoskonałości. Przemalowuje on bardzo często, na swoją modłę, dzieła, które już powstały, ale także ilustracje z gazet, czy obrazki medialne. Wyolbrzymia wyolbrzymiony świat, który kreują media. Jest niezwykle płodny w swojej twórczości i jak sam podkreśla, jego sztuka jest również dla niego, ponieważ jej tworzenie pozwala mu zrozumieć rzeczywistość. Artysta rezygnuje z wyrafinowanej formy dzieła, maluje realistyczne i uproszczone formy (często komiksowe) ,a jego styl jest często nazywany “realizmem narracyjnym”. Osobiście rozumiem ten styl jako przedstawienia w formie realistycznej, opisującej rzeczywistość i nadanie im wielowymiarowości poprzez uwypuklanie na przemian ze spłycaniem komentarzy dotyczących otaczającej nas narracji medialnej. Jego twórczość jak i sama jego postać przemawia do mnie również tym, że artysta idzie pod prąd, krytykując często kondycję sztuki nowoczesnej oraz samych zwycięzców Paszportu "Polityki", którego został laureatem w 2002 r. w dziedzinie plastyki "za spostrzegawczość i dowcip oraz nowatorskie wykorzystanie stylistyki mediów reklamy do opisu współczesnych obyczajów polskich".
Na szczególne wyróżnienie moim zdaniem zasługują dwie wystawy Marcina Maciejowskiego. Pierwsza z nich odbyła się w na przełomie 2019 i 2020 roku w Thaddaeus Ropac w Londynie, zatytułowana Private View. Była to pierwsza wystawa artysty w tym mieście. Zaprezentował tam prace, które łączą jego charakterystyczny komiksowy styl i techniki wielkich mistrzów. Komentuje on tą wystawą kondycję społeczeństwa i jednostki w nim. Łączy komentarze politycznego świata z frazesami krytyków. Są to wszystko intymne zwierzenia artysty i nie tylko jego. Maciejowski stworzył “komiks” z otaczającego go świata, malując postacie z filmów, gazet, telewizji, fotografii i popkultury, przypisując im w dymkach wypowiedzi odnoszące się zarówno do sztuki współczesnej i dawnej. Cały sens wystawy sprowadza się do dialogu między tym co było i tym co jest. Artysta inspirował się dziełami literatury, bieżącymi wydarzeniami, twórczością przyjaciół, wydarzeniami wymyślonymi i prawdziwymi, polityką i życiem codziennym człowieka. Przeciwstawiał sobie dzieła o różnej wymowie, aby zmusić widza do refleksji i wszczęcia dialogu, może nie tyle ze światem, a z samym sobą. Spośród wszystkich prac tej wystawy chciałbym wyróżnić tę o tytule: Wystarczy, jestem zachwycony, nie sprawiaj, żebym to zrozumiał. Obraz przedstawia bardzo realistycznie spojrzenie z perspektywy osoby trzeciej na oglądanie dzieła. Widzimy na nim kobietę z telefonem i kieliszkiem wina, która spogląda na nutę narysowaną na ścianie, a może i całą resztę ekspozycji. Prezentowana nuta nie jest niczym nadzwyczajnym, tak samo jak półki obok niej. Może się to wydawać, najprościej rzecz ujmując, estetycznie ładne. Ludzi przyciąga to co estetycznie ładne i nieskomplikowane.
Kompozycja jest prosta, podobnie jak przesłanie, które mimo to ma drugie dno. Sztukę trzeba czuć po swojemu, mieć jej własną wizję i tak samo ją przeżyć. Być może jest to właśnie zachęcenie do polemiki nad kondycją człowieka w świecie kultury, ale też nad rolą artysty, kuratora i krytyka. Myślę, że wypowiedź artysty dotycząca właśnie tej wystawy dobrze oddaje sens tegoż obrazu “Fascynowała mnie powtarzalność, która zamienia się w rytm. Stąd też moja fascynacja typami fizjonomii – każdy malarz maluje je inaczej, każdy tworzy własną wizję owalu kobiecej twarzy. Analizowałem Klimta przez pryzmat powtarzalności i przemalowałem jego dziewięć portretów Friederike Marii Beer. Co ważne, twarz jest w nich narysowana za pomocą zaledwie kilku linii. Malowane są tła, odtwarzające kolory papieru oryginalnych szkiców”.
Drugą wystawą, którą pragnę uwzględnić jest We are awesome z 2020 roku. Miała ona miejsce w Galerie Meyer Kainer w Wiedeniu. Obrazy pochodzą z czasów pandemii. Artysta szeroko opisał proces ich powstawania i jego przemyślenia o tym czasie. Za wystawą kryje się bardzo pozytywny i mądry przekaz, o którym wspomnę szerzej przy jej podsumowaniu. Wszystko to, co Maciejowski zaprezentował wychodzi z impulsów, które dawały mu filmy, przemyślenia, wiadomości i rozmowy z ludźmi. Impulsy przemieniał w obrazy. Artysta sam przyznaje, że podczas lockdownu miał barierę twórczą, została ona przełamana, gdy dostrzegł piękno w rzeczach prozaicznych, lecz wywołujących uśmiech na jego twarzy. Zamiast wizyt, jego znajomi wysyłali mu swoje zdjęcia ze zwierzętami. To właśnie ich uwiecznił na swoich obrazach. “Te małe radości i emocjonalne relacje ze zwierzętami to był świetny materiał do szkiców”- mówi Maciejowski. Jedna z postaci z filmu “Christian Dior: The Refinement of a Lost Paradise” zainspirowała artystę i pokazała mu drogę, stając się jego “artystycznym alter ego”. Przesłanie wystawy można dostrzec w słowach artysty, który ją komentuje: ”Od własnych obrazów, z jakiegoś powodu oczekiwałem czegoś więcej niż od rysunków i szkiców, aż do czasu, kiedy wycofałem się z pandemicznej rzeczywistości medialnej i wróciłem do własnego świata. Bez pewności, że pasuję do globalnych spraw bieżących. Zacząłem malować. Znalazłem się w spokojnym miejscu, gdzie najważniejsze decyzje dotyczą tego, co zjeść na obiad i który spośród czekających na mnie szkiców zacząć dziś malować. Myślę, że w tym czasie to było najlepsze miejsce dla twórcy, przynajmniej dla mnie i świetne uczucie.”
Świat, który zamiera, w którym człowiek pozbawiony jest interakcji na żywo, zmusza do szukania szczęścia i radości w rzeczach na co dzień niezauważalnych. Warto pamiętać, że, gdy wszystko wróciło do normalności, przekaz pozostaje aktualny. Świat, który na nowo i bez przerwy pędzi, pozbawia nas często możliwości zauważania małych rzeczy powodujących uśmiech. Warto umieć zatrzymać się, spojrzeć na tę wystawę i uświadomić sobie, że to nie pęd i bańka informacyjna dają szczęście, a prozaiczne rzeczy być może niezauważalne przez nas tak często. “Świat wirtualny zapewniał, że jest bardzo trudno, a my w social mediach zapewnialiśmy świat, że dajemy radę, czasem się boimy, trochę narzekamy, ale ogólnie to jesteśmy świetni.” Jest to wypowiedź Marcina Maciejowskiego, która pozostawia nas z ponadczasowym przekazem.
Podsumowując, nie mam zamiaru wydawać ocen, gdyż sam artysta w swojej twórczości tego unika. Pragnę jedynie skomentować moją krótką, a mimo to ubogacającą podróż przez jego twórczość. Maciejowski widzi świat inaczej, dostrzega rzeczy niezauważalne, przemalowuje rzeczywistość ogólną na swoją. To co jest cenne u artysty, to baczne obserwowanie świata i samoświadomość, kreowanie swojego świata oraz pójście pod prąd. Zobaczyłem to, opisując twórczość Marcina Maciejowskiego. Twórca zmusza do dialogu społecznego w sposób przystępny i kulturalny, poruszając ważne, wielowymiarowe kwestie, pozostając bezstronny, a jedynie uwypuklając niedoskonałości. To co może się nie podobać w jego twórczości to prostota i częsty brak odpowiedzi. Z pozoru wydaje się to frustrujące, ale wchodząc głębiej możemy dostrzec, że artysta zmusza do samodzielnego myślenia, a to niezwykle cenna i rzadka umiejętność w dzisiejszych czasach.
Filip Pokrzywnicki